Jarek Lustych

konfrontacje

Rozpoczynając pracę nad drzeworytem sztorcowym trzeba najpierw stworzyć blok, tj. posklejać wiele małych kawałeczków drewna. Potem na jego powierzchni wycinamy dłutami i rylcami obraz. W rezultacie otrzymujemy matrycę i mnóstwo odpadów – trocin i wiórów. Bardziej interesujące i zgodne z zasadami ekologii wydawało mi się uproszczenie tego procesu. Zbieram wyrzucone skrzynki od owoców i z trójkątnych kawałków drewna, podtrzymujących ich konstrukcję, tworzę swoje matryce. Kawałki te są sklejane od razu w konkretny wzór i matryca nie wymaga dodatkowego cięcia. W ten sposób minimalizuję ilość odpadów, a, co być może ważniejsze, nadaję nowe istnienie materiałom już wyrzuconym i zapomnianym. Moje wzory są zazwyczaj regularne, ale ponieważ „odzyskane” drewienka nie mają identycznych wymiarów, kształty matryc są dalekie od geometrycznej ścisłości i niosą więcej życia niż można by się spodziewać. Wierzę, że w czasach rozwiniętej poligrafii i rozpowszechnienia druku cyfrowego grafika artystyczna nie powinna być zbyt dokładna. Pozbawienie drzeworytu sztorcowego przypisanej mu tradycyjnej precyzji pozwala nie tylko nadać tej technice nowy sens i odkryć jej nowe możliwości, ale staje się dla twórcy źródłem niewątpliwej, choć może nieco perwersyjnej satysfakcji.
Chciałbym pokazać, jak zastosowana technika skutkuje uproszczeniem przedstawień, redukcją kształtów. Wzór, ornament to wyraz pierwotnej aktywności artystycznej. Uproszczony formalnie symbol może oddziaływać silniej niż kompletny, „dopowiedziany” w szczegółach obraz, dlatego zawsze, od zarania dziejów, stanowił ważny środek komunikacji i składnik języka sztuki. Upowszechnienie pisma i ogólna racjonalizacja sposobu myślenia, wraz z dążeniem do dosłowności i jednoznaczności, przyczyniły się do zapomnienia bogactwa pierwotnych form obrazowych. Ich nośność znaczeniowa i ascetyczna (ale nie uboga) strona wizualna mogą być jednak atrakcyjne także i dziś.
Moim celem jest również wypróbowanie nowych miejsc ekspozycyjnych, aby uczynić przekaz sztuki jak najbardziej prostym i bezpośrednim. Ten rodzaj publicznej wystawy tam, gdzie toczy się normalne życie, ma zazwyczaj większą siłę i niesie z sobą więcej ryzyka (różnego zresztą typu) niż pokaz w galerii, która nadaje rangę sztuki wszelkim działaniom odbywającym się w jej wnętrzu. Wystawianie oryginalnych prac (a nie reprodukcji) w przestrzeni dostępnej dla każdego może stworzyć naturalną i wartościową relację pomiędzy artystą a odbiorcą.