Jarek Lustych

Wschód spotyka zachód

O poranku cień drzewa kieruje się swoim wierzchołkiem na zachód. Przed wieczorem w tym samym miejscu rysuje się cień sąsiedniego drzewa. Na obszarze, ku któremu dążą oba cienie została ułożona zdwojona spirala. Jej rozplecione końce sięgają pni drzew. Kilkudziesięciocentymetrowy murek ułożony z kawałków szarego wapienia akcentuje rysunek linii, które zawęźlają się w miejscu zawłaszczonym przez oba cienie, będąc zarazem projekcją ich spotkania. Jest w tym ludzka skłonność do tworzenia tego, co w naturze niemożliwe, a równocześnie świadomość, że naszą egzystencję mierzą i określają wschody i zachody słońca, wieczne w swej powtarzalności i niepowtarzalne w życiu jednostki.
Wszystkie składniki kompozycji - świt i zmierzch, kamień, drzewo – są elementami natury i należą do sfery tego, co odwieczne. Także spirala należy do najstarszych motywów, którymi posługiwał się człowiek. A przecież sama rzeźba – zbudowana z nieobrobionych kamieni, bez użycia spoiwa – jest trwała tylko na ludzką miarę. Została „dodana” do pejzażu jako ślad człowieka. Ale zarazem wtapia się w ten pejzaż. Materiał, z jakiego powstała jest taki sam, jak budulec okolicznych domów. Precyzyjny, ale łagodny przebieg linii nie narusza spokoju łąki, nie tłumi rysunku konarów starych jabłoni. Cienie i światła kładące się w różnych porach dnia na ułożonych z kamienia kształtach wydobywają i określają sens tej struktury. Jej twórcą jest człowiek i natura naturans.

Urszula Makowska